niedziela, 23 września 2012

O ogólnym zmęczeniu i sztuce skręcania szuflad

W sumie sama biedna nie wiem, od czego zacząć i co dokładnie mam przekazać, obecnie jedyne czego pragnę to tabliczka czekolady, łóżko i ciepła herbata. Generalnie jestem po kilkudniowym bloku pracowniczym i trochę mnie to zmęczyło, dodatkowo wczorajsze urodziny Paryża Północy, które przeszłam dosyć intensywnie i emocjonalnie, krótki sen- to wszystko się składa na potencjalnego skacowanego zombie. Mimo wszystko jeszcze żyję. Z pracy jestem zadowolona. Po pierwszych trudnych przejściach (Moje pierwsze zamknięcie sklepu trwało 40 minut. Teraz zajmuje mi 10) i przyswajaniu kodów na gumki i spinki stwierdzam, że dobrze mi się tam pracuje. Chyba się zakotwiczę.

Z niecierpliwością czekam początku października. Z niecierpliwością, ponieważ wtedy skończy  się moja wolność, a znów zaczną studia. Ciekawe, skąd ja wezmę pieniądze na te wszystkie wypady na piwo?

W życiu prywatnym wszystko dobrze, no może poza kilkoma szczegółami w kwestii tych, co zawsze powinni być najbliżsi. W moim krótkostażowym związku wszystko układa się jak najlepiej: Kłócimy się jak stare małżeństwo, ale bez większych uszczknięć na honorze i sercach. Podsumowując, jest ok.

A tak z innej beczki: Pół dnia spędziłam dziś na poszukiwnaiu biurka i komody, drugie pół na  dzielnym pomaganiu mojemu mężczyźnie w skręcaniu komody. Poradziłam sobie świetnie. Tylko mnie palec od młotka boli. Tak po krótce tyle u mnie. Wybaczcie za takie zdawkowe notki, ale troszku zmęczona jestem. Czekam na dłuższą lukę w pracy, kiedy w końcu się wyśpię<3

Bez całusów, trochę nie w humorze
Abie

poniedziałek, 17 września 2012

Ślubno-weselnie

Obiecałam relację, to ją zamieszczę. W większości to będzie relacja w postaci fotografii, ponieważ ładnie wyglądałam (przynajmniej przez większość wesela) i chcę się pochwalić:]

Oto galeria z drobnymi komentarzami:

Tuż po samym ślubie. Para młoda zbiera gratulacje i prezenty. A ja mam jeszcze w miarę ładną fryzurę. Prawda?
Niestety muszę stwierdzić, że takie wycieczki były kluczowymi momentami dla Piotra na tym weselu. Na początku twardo siedziałam przy stole z marsową miną, ale w końcu- jak widać na zdjęciu- się poddałam. Ku mojej irytacji najlepsze piosenki leciały właśnie wtedy kiedy Piotr był na papierosie;/

Ciasta były pycha. Jak widać. W ogóle jedzenie było pycha. 

Tort wjeżdża. Stąd te miny


Tu już moja fryzura ma się nieco gorzej. W ogóle włosy Piotrka miały lepszą postać od moich. I wyjątkowo nie miał fryzury na Biebera, co bardzo mnie cieszyło. Proszę, jaki słodki muppet z niego. 

Zazwyczaj powstrzymuję się przed dodawaniem tego typu zdjęć, ale tym razem wyszło tak ładnie, że postanowiłam zaryzykować. 

Uśmiech Abbs do kieliszka numer 54: "Sentymentalnie"

Teraz kilka zdjęć z oczepin. Mój mężczyzna postanowił wziąć udział w Jeziorze Łabędzim


Oraz w konkursie tańca. Tu chyba udajemy, że potrafimy tańczyć tango. Przynajmniej tak to wygląda. Aczkolwiek z tego co pamiętam to był walc.  


Jeden z niewielu momentów, kiedy można mnie było zobaczyć na parkiecie. Jak już mówiłam, mój mężczyzna pół wesela spędził na papierosie.


To nie potrzebuje komentarza, prawda?:) Za to zdjęcie  jestem mu w stanie wybaczyć wszystko:)

Z Siostrą Samuelką. Moja fryzura ma się fatalnie

Oto jedna z niewielu osów, któej fryzura była nienaganna przez całe wesele. Olga Wąsik. I ja.We wstawionym wydaniu

Jeszcze przed weselem! Widać po włosach


Generalnie było kilka zabawnych perypetii. Na przykład w kościele wszyscy się zastanawiali, dlaczego zdjęcia parze młodej robi Justyna Steczkowska. Albo dlaczego kierowca autokaru wygląda jak Stahursky (nie, to nie był on). Generalnie pan kierowca nie miał najwyraźniej pojęcia gdzie ma jechać, zawracał ze trzy razy dopóki nie poszłam i go nie pokierowałam. Moje pończochy pod koniec były w strzępach, straciłam oba ramiączka sukienki (Oba podczas dwóch tańców Z Robertem Piotrowiczem:)). Wróciłam około 7 rano, kiedy wszędzie było już jasno, a odsypiałam do 19, ale generalnie- było w dechę. Dziękuję za zaproszenie i czekam, aż kolejni będą się hajtać.

Finito
Abbs

poniedziałek, 10 września 2012

Powracam!

Dawno tu nie zaglądałam i nic nie skrobnęłam, bo mi się nie chciało. Stwierdziłam jednak, że skoro wrzesień już nastał, troszkę się działo, jest 20:30 a mnie nie chcę się nic, to może skleję kilka grafomańskich zdań i opowiem co u mnie.

  1. O tym, że dostałam się na studia już wiecie. Narazie w tym temacie nic nowego. Piszę to tylko dlatego, żebyście mieli pięknie okazany całokształt mojej sangwiniczno-cholerycznej prawie 20 letniej egzystencji. Jestem spokojniejsza bo nie boję się USOSa i czuję się podbudowana oraz "fajna" (to to słowo, którego studentka polonistyki zdecydowanie NIGDY nie powinna używać w słowie pisanym) ponieważ wszyscy inni są w popłochu nie wiedzą co robić i są trochę jak te owieczki prowadzone na rzeź, a ja im mogę odgarnąć gradowe chmury i wytłumaczyć parę rzeczy. Ponadto już wiem, do których wykładowców się zdecydowanie nie zapisywać, a do których warto. 
  2. Dostałam pracę! Tak, fanfary, trąbki, konfetti i w ogóle. Cholernie się cieszę. Naprawdę. Bo już mi pustka w portfelu zaczynała ciążyć. Moja praca będzie polegać na doradzaniu klientom, pamiętaniu kodów do gumek, sprzedawaniu różnych pierdół do włosów i takie tam. Jednym słowem: jestem sprzedawcą w sklepie z biżuterią. Ale nie taką drogą i ekskluzywną. Taką gorszą i trochę badziewną. Ale co mi tam, kasy trochę będzie.
  3. Jestem baaaardzo podekscytowana ślubem i weselem, które mnie czeka w tę sobotę, ślubem mojej bliskiej przyjaciółki, która po pewnych kolejach życiowych w końcu znalazła księcia na czarnym rumaku (Rumak ma dwa koła i pięknie mruczy jak go się prawą rączką pomizia) i odziana w biel złączy z nim w ten oto weekend swoją przyszłość. Ja na tym ślubie będę śpiewać, będę ładnie wyglądać i świetnie się bawić. Zdjęcia i wrażenia niechybnie tu zamieszczę. Szczególnie, że będę miała ładną sukienkę i muszę się nią pochwalić. 
  4. Co jeszcze? Ano w sumie nic. Żyję wstałym związku, co w sumie nie jest takie straszne złe i okropne. 3 września stuknęło nam pół roku. Aż się dziwię że ktoś ze mną tyle wytrzymał. Ostatnio z Piotrem i naszymi przyjaciółmi w dziczy byłam, złowiłam dużą rybę i trzy razy to samo drzewo, raz zniszczyłam wędkę mojego lubego (za co myślałam że mnie badylem na miejscu zatłucze), żywiliśmy się tym co ugotowaliśmy w puszce po chupa chupsach na wolnym ogniu (Ryż gotowaliśmy pół dnia) albo ewentualnie tym co dostaliśmy za zniżki w McDonaldzie w Garwolinie. Kasia wynalazła nową formę kanapki z wędliną i ogórkiem (rozdrobnione i pociapane w menażce). Było miło, było krótko, jak wróciłam to pierwszą rzeczą było przytulenie mojego kibelka, drugą prysznic. 
  5. Miałam napisać o "Labiryncie Fauna" kilka mądrych rzeczy, ale też mi się nie chce. Generalnie ci Hiszpanie to mają taki swój klimat tych filmów i ja niekoniecznie za nim przepadam. Drażni mnie trochę. Zauważyłam, że tak samo jest w hiszpańskiej literaturze. To ta sama bakteria jest. Ale bym poleciła obejrzeć, zwłaszcza, że zawsze jestem takiego oto zdania: Nie wydawaj o filmie opinii na podstawie jakiejś durnej recenzji, sam obejrzyj przekonaj się i ew. zalajkuj recenzenta. Tyle. 
To rzekłam ja, Sangwiniczno-Choleryczna
Abie