czwartek, 28 czerwca 2012

Moje doświadczenia ze świadomym śnieniem





Tak się natknęłam na to, oglądając ostatnio Chatę Wuja Freda i przypomniało mi się, jak kiedyś za dzieciaka się na to napaliłam. "Przepis" na ŚŚ znalazłam na kwejku (moja fspułczesna encyklopedja wjedzy o śfjecie). Zrobiłam nawet listę rzeczy, które chcę zrobić:

  1. Latać jak Wendy za pomocą magicznego proszku
  2. Odwiedzić Śródziemie. Nazwać Froda ćwokiem. Wykorzystać seksualnie Aragorna. Uczestniczyć w bitwie o Śródziemie. 
  3. Odwiedzić Hogwart. Spróbować fasolek wszystkich smaków. Zagrać w Quiditcha. 
  4. Zostać zamkniętym w centrum handlowym na noc, z możliwością wzięcia wszystkiego, co mi się zamarzy. W centrum koniecznie musiała być cukiernia. 
  5. Karaiby. Rum. Piraci. Nazwać Elizabeth Swan ćwokiem. Wykorzystać seksualnie Jacka Sparrowa. 
Moje dobre intencje i starania spaliły na panewce. Byłam skoncentrowana przez 10 minut. Potem usnęłam. Nic nie pamiętam.

Abbs

wtorek, 26 czerwca 2012

Do Klaudyny: Ma Cherie:)

Tak mi się epistolarnie zaczęło, to się zgra z tematem:)

Przeczytałam twój komentarz i zaczęłam na niego odpisywać, ale jak już go opublikowałam, to się przeraziłam jego długością. Stwierdziłam więc, że opublikuje go jako osobnego posta.

 Przytoczę twój komentarz , mam nadzieję, że nie uznasz tego za naruszenie praw autorskich.

"Fakt, kobiety wolą pisać nostalgicznie. Może dlatego, że zwykle brakuje nam jaj (?) i dystansu do siebie, do ludzi, do życia.
Na koloniach to zwykle grupy męskie tworzyły zabawne kabarety i przedstawienia. Dziewczyny dusiły się ze śmiechu w scenkach rodzajowych, długich jak spaghetti i niezrozumiałych dla postronnych widzów.

Chociaż nie znoszę patosu, a moje listy uwielbiane przez moich przyjaciół (może dlatego, że są długie i pełne dygresji, jak moje wypowiedzi) nie przeszły próby przełożenia na opowiadanie lub cokolwiek innego. Wyszło mało zabawnie, raczej nudnawo."

Zależy co kto lubi. I jakie zawiera dygresje. Tekst może być długi, byle miał w sobie to coś, co interesuje. Jak  jest mało przejrzysty, od razu spadają mu noty. Nie powiem, bo i ja czasami piszę chaotycznie. Ale wychodzę z założenia, że mój blog- moja sprawa. Jaki chaos mam w głowie, taki przelewam na klawiaturę. Taki typ człowieka, mało poukładany. Jak ktoś chce krytykować: proszę bardzo, to wolny kraj, ma prawo wyrazić swoją opinię.

Co do posiadania "jaj" przez piękną płeć, to szkopuł tkwi w tym, że znam wiele dziewczyn posiadających jaja bardziej męskie od niektórych mężczyzn. Nawet sporo ich! Uwielbiam ten typ, jest silny, zdecydowany, inteligentny i asertywny. Ale w sieci jakoś go nie mogę znaleźć. Może dlatego, że jest tak aktywny w realu, że nie ma chwili wolnego czasu na skrobnięcie kilku słów, nie mówiąc już o długich filozoficznych wypowiedziach jakie czasami można w blogach spotkać. A może faktycznie brak nam kobietom dystansu do siebie i boimy się krytyki.

Co do twoich listów- Wydaje mi się, że dobry tekst nie kręci się wokół kwestii: zabawnie-nudno, tylko wokół kwestii prawdziwie-sztucznie. Zdarzają się jeszcze majstersztyki pisania dla samego pisania i zabawy słowem, ale częściej spotykam się z pospolitym laniem wody wynikającym z braku tematu i jakiejkolwiek refleksji. Miałam koleżankę która pisała listy- Jej przyjaciele pisali opowiadania, a ona stwierdziła, że będzie pisać listy. Wszyscy je uwielbiali. Skoro twoi przyjaciele uwielbiali twoje listy, to coś w nich musiało być:)

Pozdrawiam
Abbs

Wyniki ankiety!

W związku z tym, że ankieta na temat mostów i ich przydatności w celach noclegowych się zakończyła, ogłaszam wyniki:

Wygrał most Poniatowskiego, przewagą 2 głosów nad innymi. Wszystkie inne miały po jednym. Moim skromnym zdaniem laur Poniatowskiemu się całkiem należy. Jest tam plaża i piasek- nie muszę jeździć nad morze; zawsze mogę zrobić parapetówkę przy ognisku, nikt mi nie obrzyga ścian, nie połamie mebli i tym podobne. Zamiast basenu mam Wisłę (standardy obniżone ale umówmy się: tu jest Polska), no i do centrum blisko.

Pod mostem jednak nie będę mieszkać. Mojej cholerycznie nastawionej do życia mamie przeszedł atak furii. Obawiam się, że to nowy objaw ciągle przechodzonej menopauzy.

Salve!
Abs

Z lupą w sieci

Tak sobie ostatnio lewitowałam w przestrzeni interaktywnej, skacząc z artykułu na artykuł, z bloga na blog. Szczególnie pochłonęło mnie czytanie męskich notek- Oni mają zazwyczaj zabawne podejście do życia, do siebie, a najbardziej- do swojego pisania. Zlewają mi się w jeden, charakterystyczny typ: interaktywnego cynika z "zabawnym", "ironicznym", "błyskotliwy" stylem wypowiedzi. Taki Niekryty Krytyk albo Dakann- Nie powiem, nie najeżdżam teraz na nich, bo sama miałam okres kiedy ich słuchałam, potem czytałam, a nawet lubiłam (Przy czym wolę tego drugiego z tej racji, że zamiast grać błyskotliwego cynika, to faktycznie wydaje się być cynikiem. Czasami nawet błyskotliwym), sama odwiedzam blogi ZIB-ów (zabawny, ironiczny, błyskotliwy)- Ale ukryć się nie da: Powielaczy szablonu z  marzeniami o zawrotnej karierze w internecie i mediach jest od ch*** i jeszcze więcej. Taki przeciętny student- zazwyczaj jakiegoś humanistycznego kierunku- ogląda takiego Niekrytego, czyta takiego Dakanna i oczy mu się błyszczą: Bo fajny, bo styl, bo niekonwencjonalny i ma własne zdanie, bo chcę być jak on. I takich oto delikwentów jak Polska długa i szeroka, od Bałtyku po Tatry. Piszą, skrobią, zapełniają czas na długich, nudnych wykładach. Wszystko fajnie i pięknie. Tylko, że kiedy czytasz dziesiąty z kolei post na szablonowy temat (polityka, kobiety, piłka nożna, kobiety, sens życia, kobiety) to strzelasz facepalma. Czy oryginalność już całkiem wyginęła?
 A może chodzi o to, że działanie naszych półkul mózgowych kręci się wokół tych samych tematów? W końcu instynktowne myślenie małp koncentruje się wokół pochłaniania bananów, iskania i robienia nowych, małych małp, mających podtrzymać błękitną linię gatunku. Instynktowne myślenie psów kieruje nas w stronę obsikania jak największej ilości drzew, murków i opon samochodowych, zapewnionej miski z karmą i ew. dorwania jakiejś reprezentatywnej chihuachua w celach prokreacyjnych. To czemu i nasz gatunek nie miałby ogniskować swoich przemyśleń w jakichś określonych granicach?
 Albo jest to efekt domina. Kiedyś jeden ZIB napisał o tym i o tym. Inny ZIB założył dumnie i szumnie bloga, napisał pierwszy post, a potem nawiedziła go zmora pisarzy i grafomanów: brak weny. Stwierdził więc, że poszuka jej w sieci i voila! Znajduje temat. I tak kolejny ZIB trafia na tych dwóch, i kolejny...
 Temat zaczyna się robić popularny. I tutaj kolejne pytanie: Może winą szablonowości jest poczytność niektórych tematów? Nie oszukujmy się. Każdy piszący: czy to blogger, czy felietonista, czy reporter, czy piętnastolatka z blogiem pełnym zdjęć Justina Biebera i One Direction chcą, by ich teksty czytano. Chcą komentarzy. Chcą poczytności. Może wybieranie takich, a nie innych tematów jest czystą kalkulacją, swoistą reklamą? I nawet, jeśli odpowiedź jest twierdząca- A ile mamy przypadków, tyle i powodów- Nie ma co się oburzać, dziwić, wyśmiewać. W końcu jak mamy się sprawdzić, jeśli nikt nas nie czyta i nie opiniuje? Dobrze by chyba jednak było, by zbiór tekstów nie był jak powielany szablon. Zachowajmy coś z siebie- to nas czyni oryginalnym. Jak to gdzieś już w sieci czytałam:

"You were born an original. Don't die a copy"

No i wyszło, że się śmieję z ZIB-ów. A w sumie, drodzy panowie, wolę czytać wasze blogi, wasze teksty i wasze- niekiedy zabawne- krytyki, niż teksty kobiet. Zauważyłam, że zazwyczaj są jakieś takie... patetyczne, kwieciste, pseudo poetyckie. A mnie to jakoś nie leży. Takie to... tandetne. I choć mnie również się czasem zbiera na melancholię, to wyrosłam z kwiecistej mowy i patosu. Poetycką strunę romantyczki zachowuję dla siebie, nie męczę nią innych. Wolę konkret, humor i ironię. I, niestety, rzadko spotykam teksty kobiet naprawdę zabawne i konkretne (choć kilka takowych jest, nie przeczę). Jeśli się ze mną nie zgadzacie- krytykujcie, komentujcie, piszcie, przysyłajcie adresy. Jak znajdę babeczkę nie piszącą o "błękitnych bratkach jak oczy lubego, wyłaniających się z zielonego morza traw", to publicznie się będę kalać.

Salve
Abie

czwartek, 21 czerwca 2012

I'm singing in the rain!

Uwielbiam te deszczowe dni! Kiedy za oknem jest szaro i pochmurno, następuje przysłowiowe "oberwanie chmury", albo i nawet zwykły kapuśniaczek. Te znane nam dobrze dni z kakałkiem w łapie, marshmallow rozmazanymi na całej twarzy, pod ciepłym kocem i z książką w ręku, albo dobrym filmem przed oczyma. Marzenie każdego leniucha!- a ok. 90% populacji polskiej ma w sobie ukrytego lenia. Reszta, tzn 10% to pracoholicy i zombie- Tak powylegiwać się cały dzień.
 To jedno z moich wspomnień z dzieciństwa: Szaro, deszcz dzwoni o szyby, ja pod kocem, moja mama pod kocem, każda trzyma książkę i wspólnie czytamy. Albo oglądamy 4 pancernych i psa, albo Winnetou, albo Stawkę większą niż życie. Stare dobre czasy...



Teraz już nie jest tak miło. Sielanka się kończy, kiedy trzeba wyjść z psem na spacer.

Abie

PS: Wiadomość z ostatniej chwili! Dostałam pracę w kawiarni Dr. Kava- Kawka na wynos, ciacha i inne tam takie. Menu jeszcze nie znam. Zapraszam na Hożą 58/60, albo gdzieś koło metra Świętokrzyska- tam oto będę się uczyć Cafe art w papierowych kubkach, z o takim logiem:




środa, 20 czerwca 2012

Recepta na pieski humor

Post-anegdotka do wczorajszej żółci i goryczy:

Stara znajoma napisała mi o moim blogu, że lubi, jak o beznadziei życiowej pisze się w pozytywnym przekazie:))
Prócz tego że oczywiście mi to pochlebiło, to dodatkowo rozbawiło- Tak sobie czytam mój ostatni post i ni w ząb nie mogę tam znaleźć pozytywnego przekazu. Więc chyba chodzi o przedostatni.

A co do recepty na pieski humor?
Weź ciepłą bluzę, idź na dłuuuuuugi spacer. Jako Warszawianka proponuję taki przez most Gdański, nad Wisłą, potem koło tych świecących czad-fontann, przez stare miasto aż do domu.
Możliwość alternatywna (ale ja je połączyłam, wychodząc z założenia, że kumulacja da lepszy efekt): kup sobie dwa piwka i wleź na drzewo z trzema wariatami, spędź tam 3 godziny: od razu świat przedstawia się w mniej czarnych barwach.
 Głównie dlatego, że jest noc, ciemno i generalnie niewiele widać. Ale nie tylko.
Mnie pomogło. Bon apetit!


Abie

PS: Bardzo się cieszę, że ktokolwiek zainteresował się moją ankietą, wasze zdanie na temat mostów jest dla mnie oczywiście niezwykle istotne. Jak na razie wszystkie idą łeb w łeb prócz Poniatowskiego- on nie ma zwolenników. Niech ludź, który zaznaczył inne-jakie? napisze mi w komentarzu do posta, który most mi proponuje:)

wtorek, 19 czerwca 2012

Ironia losu, czy to wszystko moja zasługa?

Przychodzi w życiu taki moment, że sam już nie wiesz, gdzie jest twoje miejsce, gdzie powinieneś pójść i co zrobić. Wpadasz w odrętwienie- siadasz na łóżku i tępo patrzysz się w ścianę. Co zrobić, kiedy masz głupią tendencję do palenia za sobą mostów, kiedy dom rodzinny nie jest już dla ciebie miejscem, a wtulenie w ramiona matki, tak uwielbiane za dzieciaka, jest niemożliwe? A co jeśli zawiodła cię- niby w błahy sposób, ale jednak- osoba, na której najbardziej nam zależy i na której powinniśmy stuprocentowo polegać? Chyba tylko w filmach sms o treści "Przyjedź natychmiast, potrzebuję cię" działa z efektem natychmiastowym. W realu nie jest tak pięknie.
 Co zrobić, jeśli nie potrafisz poprosić o pomoc, bo jesteś zbyt głupi i zbyt dumny, a jeśli już zadzwonisz do przyjaciela, to nie może rozmawiać, bo akurat wyjeżdża?
Co zrobić, jeśli masz wrażenie, że ziemia usuwa ci się spod nóg, że jesteś na cholernie niestabilnym gruncie i zaraz spadniesz w dół, i wszystko się rozwali? Kiedy nie masz perspektyw na przyszłość, a tylko same czarne barwy?
Co zrobić, jeśli nagle orientujesz się, że wcześniej tak misternie układane i planowane w najmniejszym detalu życie, realizowane krok po kroku, nagle okazuje się jednym wielkim niewypałem i czymś zupełnie niepodobnym do tego, do czego dążyłeś? A może nawet czymś przeciwnym?
Ten post w najmniejszym stopniu nie jest sarkastyczny, ironiczny, dynamiczny, niecenzurowany, czy jakitamkolwiek k**** jeszcze inny może być. Nie mam na to ani ochoty ani siły. Tak wiem. Brzmi jak melancholijne biadolenie emo.

Ale w życiu każdego z was przyjdzie taki moment, że przystaniecie w miejscu, rozejrzycie się, i zastanowicie się: Gdzie do cholery są moje ideały? Gdzie moi przyjaciele? Gdzie bliscy? Gdzie plany i marzenia, jakie miałem? Co to za shit: to życie, którym teraz żyję? Co ja właściwie robię i do czego dążę?
No cóż. Życie to nie bajka. Mimo tych nielicznych przykładów dobra, uczciwości i miłości lepiej jest w życiu liczyć tylko na siebie.

A

W poszukiwaniu pracy, rozumu i świętego spokoju

Jak widać, jak już coś się chrzani, to po całości. W ciągu ostatnich dni wykres liniowy mojego szczęścia życiowego byłby wprost proporcjonalny do stanu ducha i humory. Jednym słowem- ch*****.

Proszę się nie oburzać. Jako była/przyszła studentka polonistyki zapewniam was wszystkich, że wulgaryzmy tego typu również są środkami stylistycznymi, mającymi w ekspresywny i dynamiczny sposób wyrazić mój stan ducha. Nie tylko mój. Każdego przeciętnego Polaka. Używanie wulgaryzmów w tym przypadku to czyste operowanie narzędziami naszego pięknego języka!

Na czym to ja skończyłam? Ach, tak. Humor. Jest do bani. W przeciągu ostatnich miesięcy kilka rzeczy się posypało, bo:
  1. Musiałam- przynajmniej narazie- zrezygnować ze studiów. Niestety.
  2. Nie jestem w stanie utrzymać się z zarobków z obecnej pracy, ponieważ mimo usilnych i wielokrotnych, bardzo wyraźnie i dobitnie sformułowanych próśb o większą ilość godzin nadal pracuję około 2 dni w tygodniu (Tak btw może ktoś jest na tyle mądry że mi to wyjaśni, bo ja chyba jestem zbyt głupia na pojęcie tego toku myślenia: Po jaką, jasną, czarną czy nawet kurna w ciapki cholerę zatrudniać barmana na pełen etat, skoro potem nie daje mu się godzin tylko samemu się siedzi w lokalu??? No po co??? Ach, wiem po co. Bo manager po angielsku nie gwarzy więc czasami potrzeba tłumacza).
  3. Po znalezieniu całkiem fajnego miejsca z fajną stawką zostałam zrobiona w bambuko z nieznanych mi powodów.
  4. Siedzę dzień i noc na gumtree, rozsyłam CV, dzwonię, łażę po tej śmierdzącej i brudnej Warszawie rozdajac uśmiechy i CV na prawo i lewo, a mimo to nic. Dodatkowo:
  5. Moja matka- z którą niestety wciąż mieszkam- Truje mi dupę o to, że jestem darmozjadem, nic nie robię, bałaganię, jem- jak ja śmiem w ogóle jeść?! Rozumiem, gdybym wpieprzała kawior. Ale ja jem sałatę. SAŁATĘ. I jogurty- a tak generalnie to ma mnie dość i uważa że jestem jej życiową porażką. Raz na miesiąc nie pozmywam kilku talerzy i mam awanturę na miarę zimnej wojny. Dobra. Wzorem czystości i pracowitości nie jestem. Ale bez przesady. Ona też nie. Czy wszystkie matki tak męczą? Błagam, powiedzcie mi, to ze świadomością, że nie jestem w tym sama będzie mi lepiej. A, no i najlepsze- nic nie robię! Bo gdybym chciała znaleźć pracę to bym dawno znalazła. No patrz. Od kilku miesięcy nie mam grosza na głupią colę bo oddaję jej ostatnie pieniądze (nie jest ich dużo ale mogłabym je przepić albo sobie kupić buty. Przydałyby się kurna), ale i tak jestem darmozjad. Bo jakbym studiowała i nie pracowała i się prześlizgiwała z roku na rok, jak to robi 90% polskich studentów, to bym nie była. Wzór cnót byłby ze mnie. A tak w ogóle,  to przecież ilu ludzi wykształconych nie może znaleźć pracy? Ale zwykła dwudziestoletnia Marta ze świadectwem z ogólniaka zostanie drugim Bilem Gatesem, jeśli będzie chciała. Tylko jej się nie chce, bo jest darmozjadem i leniem. I wpierdziela sałatę, a to powinno być zabronione przez prawo konsumenta. Niech pochłania chleb z masłem, aż zacznie się toczyć i nie zmieści się w drzwi wejściowe. 
Jak widać, moje życie wygląda tak jak u każdego szarego Kowalskiego z polskim obywatelstwem. Szaro i do bani. I, no dobrze, fakt że nie powinnam tak narzekać na te ostatnie miesiące, bo w międzyczasie udało mi się dorwać miłość w jaką nie wierzyłam że w ogóle istnieje, ale- spójrzmy prawdzie w oczy- Miłością rachunków nie opłacę i żołądka nie napełnię.

Tak więc jestem pełna nadziei, że telefon jaki odebrałam w trakcie pisania tego posta okaże się szczęśliwym, i że dostanę tę pracę jako kelnerka w restauracji sushi- Sakana. Rozmowę mam w czwartek. Kobieta, która mówiła przez telefon brzmiała jak Hitler podczas mutacji głosowej. Trudno. Byle stawka była w miarę ludzka. Moja matka już mi zakomunikowała, żem jest skazą na jej łonie i że od 1 lipca żyję na własny koszt. Cudownie. I tak muszę płacić za pobyt w domu rodzinnym, a teraz jeszcze to. Po to się męczyłam całe dzieciństwo w kolejnych cholernych szkołach, robiłam co mi kazała, żeby mnie teraz wyrzuciła na bruk, bo przerwałam studia i nie zmywam naczyń. Perfecto! Które filary mostu są najwygodniejsze?

Abbs


poniedziałek, 18 czerwca 2012

Giń ludzkości!

Ostatnio mój stan psychiczny nie przedstawia się zbyt dobrze. Mam wahania nastrojów, z przewagą wściekłej furii spowodowanej ludzką głupotą i prostactwem.Głupotę jeszcze mogę wybaczyć- Nie wina idioty że się urodził z niedowładem szarych komórek. Ale prostactwa nie zdzierżę. Tak więc, aby nie stresować się zbytnio- a jeszcze bardziej otoczenia- postanowiłam, że zamiast wyładowywać negatywną energię na Bogu ducha winnych ludziach wokół, będę pisać sobie bloga- I tu będę słać klątwy na ludzką rasę.
 Tak więc "Pogarda prostactwu", Rozdział 1

Nienawidzę prostaków. A z tych wszystkich prostackich prostaków, z tych wszystkich chamów nad chamami wywodzącymi się jeszcze z cuchnącego zapijaczonego sarmackiego warcholstwa Rzeczpospolitej Obojga Narodów nienawidzę prostackich pracodawców. Pracodawców, którzy przyjmują cię na czas próbny, po jednym dniu wpisują cię w grafik na nie wiadomo ile godzin i nie wiadomo ile dni, obiecują złote góry, pełen etat, fartuszek i koszulkę firmową, po czym 5 godzin później dzwonią do ciebie i stwierdzają, żebyś jednak nie przychodziła i bez tłumaczenia się rozłączają. Nienawidzę ich tym bardziej, że po oddzwonieniu do nich mówią, że w sumie nie wiedzą, dlaczego jednak cię nie chcą i po prostu cię zwalniają.

Tak, wiem. W świetle prawa pracowniczego pracodawca ma prawo mnie zwolnić w czasie próbnym, a zwłaszcza wtedy, gdy nie ma jeszcze podpisanej ze mną umowy. Mimo wszystko twierdzę, że tak nagłe odebranie kilku zmian bez słowa wytłumaczenia i nawet poinformowania, że ze mnie rezygnują, jest prostackie. Gińcie prostacy.

Denerwują mnie też prostaccy pracodawcy, którzy oczekują umiejętności, zaangażowania, pełnej gotowości i inwencji twórczej, w zamian nie dając nic- Co więcej!- Nie posiadając samemu walorów, których wymagają od pracownika. Denerwują mnie pracodawcy, którzy czepiają się o ułożenie frędzli w mopie podczas zmywania podłogi i o to, że bułka na grilla jest okrągła a nie prostokątna. Denerwują mnie pracodawcy, którzy wiecznie wyglądają, jakby im końskie łajno podsunięto pod nos. A już do szału doprowadzają mnie wykształcone panie manager, które żądzą się i dyrygują, a nie potrafią przeprowadzić krótkiej i banalnej rozmowy w języku angielskim na temat wynajęcia lokalu na imprezę i w tym celu wołają szarą pomiataną przez nich barmankę. Gińcie tępe patałachy! Idźcie do szkoły! Uczcie się, do jasnej cholery, to może nabędziecie chociaż jedną milionową część praw do pomiatania ludźmi!

Zbulwersowałam się dnia dzisiejszego. By ukoić nerwy, upiekłam ciastka. Francuskie. Z czekoladą i truskawkami. Nawet one mnie musiały wyprowadzić z równowagi, bo mnie poparzyły. Dranie jedne.

Abie